Historia Anny
Od urazu, unieruchomienia, poprzez ostrą zatorowość płucną do przewlekłego zakrzepowo-zatorowego nadciśnienia płucnego leczonego operacyjnie – czy to się musi ciągle zdarzać?

Moja historia choroby zaczęła się od kota, który wszedł na półkę, a ja poszłam za nim. Spadłam z impetem, pękła rzepka w kolanie. Efekt? Noga w gipsie na cztery tygodnie. Po tym czasie  odstawiono zastrzyki przeciwzakrzepowe, które przez ten czas otrzymywałam i skierowano na rehabilitację. Czekając na nią, odczuwałam ból w pachwinie oraz zesztywnienie nogi, która była czerwona i napuchnięta. Nie mogłam chodzić, używałam kul. Lekarz nic nie zauważył, rehabilitant sygnalizował, że będę miała kłopoty z nogą. Trzeciego dnia od wystąpienia pierwszych objawów zgłosiłam kłopoty z wysiłkiem i oddychaniem. Zrobiono mi EKG, dostałam zastrzyk przeciwzakrzepowy i wezwano karetkę.

Trafiłam na OIOM, jednak nadal nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia. Chciałam jeść (dwa dni nie jadłam), chciałam wstać i umyć głowę, czym wprawiłam w osłupienie pielęgniarki na oddziale. Dopiero słowa lekarza: "Cieszymy się, że jest Pani z nami", uświadomiły mi powagę sytuacji. Pojawił się strach, którego  zapomnę. Po wyjściu ze szpitala omijałam krawężniki, bo nie mogłam podnieść nogi na chodnik.  Mimo wielomiesięcznego leczenia moje samopoczucie i wydolność fizyczna nie poprawiały się, w wykonanej z powodu duszności tomografii płuc nadal widoczna była skrzeplina w lewej tętnicy płucnej. Lekarze powiedzieli, że skrzeplina jest stara  i nie było już  szans, żeby ją już rozpuścić lekami.

Dowiedziałam się o możliwości leczenia operacyjnego, co wywołało moją radość, jednak prowadząca mnie pani doktor uświadomiła mi powagę sytuacji. Wtedy po raz kolejny pojawił się lęk i płacz. W oczekiwaniu na operację czułam się raz lepiej, raz gorzej. W czasie leczenia przeciwkrzepliwego występowały krwawienia, podawano mi krew. Moja wydolność fizyczna  była coraz gorsza, coraz trudniej wchodziłam po schodach. W końcu nastąpił czas operacji, choć bałam się i chciałam, by nigdy nie nadszedł. Naiwnie myślałam, że wcześniej umrę na inną chorobę lub zginę tragicznie – wszystko, byle nie podchodzić do zabiegu. Ale udało się, jestem po operacji i teraz czuję się o wiele lepiej. Jednak moja historia jeszcze się nie skończyła.