Zbliżały się moje 50. urodziny. Źle oddychałam, nie mogłam przejść stu metrów bez zatrzymania się, żeby złapać oddech. Wejście na schody lub zejście z nich było nie lada wyzwaniem. Wkrótce z pracy zabrało mnie pogotowie, jednak nie postawiono żadnej diagnozy, otrzymałam tylko kroplówki na wzmocnienie. Na szczegółowe badania skierował mnie dopiero mój lekarz pierwszego kontaktu. Zakończyły się one skierowaniem do szpitala z diagnozą: zator w płucach.
W pierwszej placówce do której trafiłam, podano mi zastrzyki na rozrzedzenie krwi i zrobiono tomografię, a następnie przekazano do kolejnego szpitala, gdzie wdrożono docelowe leczenie, a mój stan się poprawił, odżyłam. Długo nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji, dochodzi to do mnie dopiero teraz.