W 2009 roku zaczęły się moje pierwsze problemy z oddychaniem. Były bardzo subtelne, objawiały się np. lekkimi bólami w klatce piersiowej lub niemożnością nabrania pełnego oddechu. Nie były stałe, kilka razy dziennie, czasem nie było ich w ogóle.
Zacząłem diagnozę, odbyłem wizyty u lekarzy, ale mój problem był ignorowany. Z uwagi na dziedziczny problem z żylakami, który obserwowałem u swojego taty, profilaktycznie, zdecydowałem się na operację usunięcia żylaków prawej nogi, gdy zaczęły się pojawiać i u mnie. Operacja odbyła się w lutym 2011 r. Niestety, nie podano mi po niej profilaktycznie leków na rozrzedzenie krwi, podobno wówczas nie było takich zaleceń (standardów postępowania). Jednocześnie kontynuowałem poszukiwania przyczyny moich problemów z oddychaniem, bólów na wysokości klatki piersiowej. Bardzo często jako ich przyczynę wskazywano stres. W końcu w sierpniu 2011 zostałem skierowany na TK, który wykazał zatorowość płucną. Zaraz po badaniu wezwano karetkę i odwieziono mnie do szpitala. Tam spędziłem dwa tygodnie, w czasie których zaczęto mi podawać leki na rozrzedzenie krwi. Leżąc na łóżku w szpitalu nie miałem żadnych objawów, bólu. Jedynym efektem brania leków na rozrzedzenie krwi był bardzo obfity krwotok z nosa. Wezwano laryngologa, który założył mi na dwa dni spongostan.
Po wypisaniu ze szpitala przez pół roku brałem przepisane leki na rozrzedzenie krwi oraz robiłem badania kontrolne. To co mnie niepokoi to brak wskazania konkretnej przyczyny mojej zatorowości. Nie potwierdzono również, że bezpośrednio mogła się do tego przyczynić operacja żylaków nogi, która odbyła się pół roku wcześniej przed zdiagnozowaniem zatorowości płucnej. Z uwagi na dalsze problemy z oddychaniem w następnych latach miałem zrobione TK tętnic płucnych oraz scynygrafię płuc. Według zapewnień pani doktor prowadzącej moje leczenie, badania te nie wykazały nic niepokojącego. W scynygrafii widać jedynie „stan po przejściu zatorowości”. Zalecenia jakie otrzymałem na następne lata i jest to potwierdzane podczas kolejnych wizyt w poradni, to jedynie konieczność przyjmowania leków na rozrzedzenie krwi przed podróżą i jeśli podróż trwa długo, to również po podróży.
W kolejnych latach miewałem nawet całodniowe bądź trwające nawet kilka dni bóle za mostkiem (ucisk, pieczenie, ciężar), również w spoczynku, bardzo duże problemy z oddychaniem – niemożność nabrania powietrza, próby hiperwentylacji, przytykanie. Badania pulsoksymetrem podczas takich stanów wynosiło nawet 93, 92 (norma 94-99). Bóle powyższe miałem przez kilka lat, teraz mam sporadycznie problemy z oddychaniem, ale jak występuje uczucie niemożności nabrania pełnego oddechu to jest to niepokojące. Uczucie niedotlenienia nie jest komfortowe. Nie przyjmuję na stałe leków na rozrzedzenie krwi. Nie otrzymałem takiego zalecenia. Inni specjaliści, u których odbyłem wizyty (bez związku z zatorowością, np. neurolog, neurochirurg) - twierdzą, że takie leki powinienem brać na stałe, ja jednak ufam mojej pani doktor kardiolog, która opiekuje się mną po przypadku zatorowości. Opinie/zalecenia lekarzy świadczą też o tym, jak mała jest wiedza wśród lekarzy o zatorowości czy o standardach postępowania w kierunku diagnozy zatorowości.