Historia Kamili
Podróż do raju a potem walka o życie, czyli zator płucny prowokowany długą podróżą

W lutym odbyłam podróż do Tajlandii, a następnie pojechałam autokarem do Włoch. Dwa dni po powrocie z Włoch bardzo źle się czułam, ciężko mi się oddychało. Poszłam więc do lekarza rodzinnego, który zlecił mi badania krwi i EKG. Nie wyjaśniły one przyczyn mojego złego samopoczucia, dlatego dalej skierowano mnie do szpitala zakaźnego w celu zweryfikowania malarii. Oczywiście i lekarzowi rodzinnemu, i w szpitalu mówiłam, że odbyłam długą podróż i że zażywam tabletki antykoncepcyjne. Następnego dnia znowu poszłam do lekarza rodzinnego, gdzie dostałam skierowanie na rentgen klatki piersiowej. Wykonałam rentgen tego samego dnia, jednak wyniki miały być po tygodniu. Po 7 dniach od pierwszej wizyty u lekarza czułam się tak słabo, że nie mogłam wejść po schodach, wtedy wezwaliśmy karetkę. Lekarz, który badał mnie w domu stwierdził ze panikuję i dlatego nie mogę złapać oddechu, zrobił profilaktycznie EKG i po długim namyśle stwierdził, że chyba jednak coś może być nie tak i zabrał mnie do szpitala. Na miejscu pani doktor bardzo szybko zorientowała się, co mi jest i wykonała echo serca, następnie przygotowanym transportem przewieziono mnie do kolejnego szpitala. Wtedy już praktycznie nie mogłam oddychać samodzielnie, zrobiono bardzo szybko wszystkie badania i rozpoczęto leczenie dożylne. Po dwóch tygodniach zostałam wypisana do domu. Przez następne pół roku zażywałam leki przeciwkrzepliwe. Choroba na szczęście nie wróciła :)

W moim przypadku decydująca była diagnostyka. Kilku lekarzy nie było w stanie określić, dlaczego źle się czuję. Dodatkowo uważam, że ludzie powinni być bardziej świadomi tego, że tabletki i długie podróże mogą spowodować zatorowość. Teraz po swojej przygodzie uprzedzam już wszystkich, żeby nie spali 10 godzin w samolocie, a później kolejnych 20 w autokarze :)